czwartek, 24 czerwca 2010

Przystanek Świętokrzyskie cz.4

Wieś Pokrzywianka. Dla mnie to wciąż ostoją tradycyjnej świętokrzyskiej wsi. Nie mam na myśli oczywiście żadnego skansenu, chałup krytch strzechą itp., ale zachowany jest tu klimat lat minionych.

Piękne widoki na szachownicę pól i górujący nad okolicą Łysiec - uwieńczony na szczycie wieżą telewizyjną. Nie sposób nie rozpoznać tego symbolu świętokrzyskiego krajobrazu.


Na Górze Chełmowej (szczyt 351 m n.p.m.; rezerwat, który w 1920 stał się zaczątkiem Świętorzyskiego P.N.) zachwycają mnie pomnikowe okazy modrzewia polskiego (Larix polonica Racib). Niektóre rosnące tu modrzewie to ponad 300-letnie okazy. Wiek najstarszych dwóch okazów wynosi 336 lat, obwód nieco ponad 500 cm (dane dla 1992 roku). Z kolei wysokość najwyższych dochodzi 40 m.a zarazem irytują wszędobylskie mrówki. Nawet stanąć nie sposób by zrobić zdjęcie. Chyba, że komuś nie przeszkadza oblezienie tym ustrojstwem ;)
Pomnik (wystawiony w setną rocznicę śmierci) botanika, badacza modrzewia, profesora Mariana Raciborskiego. Tak, tak... dobrze myślicie. To on odkrył na tej górze stanowiska modrzewia i wyodrębił ten właśnie gatunek -modrzew polski (Larix polonica Racib).



Znak wskazuje, że do Nowej Słupi 1h. To jakiś żart? Godzinę to może zająć stuletniemu staruszkowi o lasce. I tu zaczyna się snucie coraz głupszych teorii: czemuż to napisali, że jeszcze godzina... Dochodzimy do wniosku, że na końcu szlaku stoi jakaś gigantyczna mrówka z którą trzeba stoczyć walkę rodem z gier typu Indiana Jones.


Po wyjściu z cienia lasu grzejemy się w słoneczku. Wyznaczamy sobie krótkie cele: dojść jeszcze do skrzyżowania, dojdź do tych krzaków, miń jeszcze tylko cztery słupy. Pomaga w walce z naszą niechęcią do dalszego przebierania nogami. Przynajmniej nie robimy postojów, czas goni a tu taaaakie widoki ;P

Nowa Słupia - więc nie sposób ominąć słynnej lodziarni gdzie podają lody z automatu. I to nie byle jakie lody, pyszności... A może jeszcze jakiś obiadek? Więc mając "ułańską fantazję" kupuje mleko i wcinam płatki czekoladowe z kubka w którym ledwo mieści mi się łyżka...

A wiecie co w tym wszystkim najfajniejsze? Koszt takiej eskapady nie przekroczył nawet 10zł!

25 maj
Lenistwo, od rana lenistwo...
Poranne słońce rzuca cienie na Górę Jeleniowską (szczyt 533 m n.p.m.; w Paśmie Jeleniowskim ) Popadam w zachwyt. O mamma mia! dajcie mi więcej chusteczek... (katar) Mam to gdzieś - biorę w końcu leki na grypę. A tak chciałam tego uniknąć... W sumie guzik pomaga, więc pocieszam się lodami. Na anginę można jeść zimne, nie zaszkodzą, podobno... Co poza tym? Nauczyłam się grać jako tako w karty. Same asy!

26 maj
Lepszej pogody nie mogłam sobie wymarzyć. Słońce, jednak nie za gorąco, chłodny wietrzyk. Auć! czuje tylko ból w plecach. Czyżby za ciężki plecak? Może... Co za różnica skoro dzisiaj go zostawiam i idę dalej tylko z aparatem i kurtką. Ot, taki wypad po okolicy. "Kraina Cypla" - jak zowią miejscowi. Dla mnie to najlepszy punkt widokowy na panoramę Pasma Jeleniowskiego, enklawa ciszy, spokoju i dziewiczej przyrody. Brak dróg, dzicz i zapomniane chaty, stodoły i zdziczałe do reszty sady. Dla niewtajemniczonych "Kraina Cypla" to wysoko położone "wcięcie" pól i łąk w masyw Świętego Krzyża. Niewidoczne z szosy wiodącej z Wólki Milanowskiej do Nowej Słupi. Mało kto tam też zagląda... A ja? Ja tam odpoczywam i wciąż wracam do "Cypla" gdzie niegdyś rzucałam się w snopki siana z łąk...

Przystanek Świętokrzyskie cz.3


W Grzegorzowicach zaglądam do grobu Sosnowskich. O dziwo trumny i truposzczaki trzymają się dobrze - gorzej już z podworskimi czworakami poniżej wzgórza
z kośćiółkiem pw. Jana Chrzciciela - murowany z kamienia , wzniesiony na wzgórzu. Wystawił go w XV wieku dziedzic Grzegorzowic- Grzegorz Nawój herbu Topór. Odnowoiony w 1851r. Najstarszą część budowli -prezbiterium - stanowi romańska rotunda.

Z roku na rok czworaki popadają w coraz większa ruinę.


Pozostałości czworaków:

Tu także popadające w ruinę:

Przystanek Świętokrzyskie cz.2


Wyjmuję mapę i kminie jak dojść do Grzegorzowic. W sumie mapa nie pomaga bo skala 1:100000 a druga też nie lepsza w tym wypadku. Dobra decyzja, że idziemy na logikę i azymut - w końcu się przecież trafi na szlak. Tylko jak przejść rzekę? Zerwało kładkę a poziom za wysoki by gdziekolwiek kamyki wystawały. Przeprawa przez bagna odpada, mostki? - no bez przesady szukać i nadrabiać drogi tym samym nie będę. Może przejść po żeremiach bobrów? (żarcik) Mam katar i bolące gardło ale trudno trzeba zdjąć buty i w pław...Zimna!

Nie widzę dna ;) Z moim niskim wzrostem to mały problem bo nie chce wpaść na tyle głęboko by zamoczyć ubrania.

Błotko, muł... mmm...


Nie najgorzej przeszłam bez szkód. Teraz zabawa w pana C
ejrowskiego - boso przez świat... Droga lessowa więc nie zakładam butów. Jakoś średnio mi się widzi założenie skarpet na obłocone nogi. Jak wyschną to się obkruszą xD Ups! Dalej kamyczki. To doczyszczam stopy i zakładam jednak buty. Szczere pole przecinamy na azymut do Grzegorzowic. Znów rzeka, ale... jest mostek. Co za luksus.
Po drodze mijam najstarszą kapliczkę w woj. świętokrzyskim. W przewodnikach o niej nie piszą więc musicie mi uwierzyć na słowo. Oto ona:

Przystanek Świętokrzyskie cz.1

Przystanek Świętokrzyskie

Na wstępie tak jak obiecałam dedykuję ten post Mateuszowi - "Biały" zatem specjalna dedykacja dla Ciebie ;) Ot, poniżej opisuję taki mały wypadzik z kolan w rodzinne strony. Później trochę spontanicznego nic nie robienia i chodzenia gdzie nogi poniosą...


24 maj 2010
Przystanek w Dobruchnej - dopiero wysiadłam z autobusu i już pierwsze zdjęcia. Żółte pola rzepaku kontrastują z ciemno-szmaragdowym łańcuchem wzniesień Pasma Jeleniowskiego. Następnie w Czajęcicach krótkie rozeznanie w terenie z miejscowymi i już wiemy jak trafić do rezerwatu "Skały" w Skałach. (Kiedyś poświęciłam mu osobną notkę.) No cóż... asfalt zamieniamy na grząskie błoto. A dopiero co czyściłam buty xD Po ulewnych deszczach trzeba przeskakiwać przez przecinające drogę strumyki. Wszystko fajnie byle nie siąść na "czterech literach" w wodzie. Bo plecak zaburza mi równowagę a kamienie najzwyczajnej śliskie . Dotarłyśmy! Jesteśmy w kamieniołomie.

Obrywy skalne robią niesamowite wrażenie. Wokół rozlewiska pełn
o żab, które podnoszą alarm po wtargnięciu na "ich teren". Zaraz mnie zagłuszą. Głodna. Więc oczywiści wcinam jakiś jogurt z plecaka i dodatkowo na deser pastylkę na bolące gardło... Już mamy ruszać dalej a tu trafiam na stanowisko przepięknych kwarcytów. Wdrapuję się wyżej i w bloku skalnym geoda obok geody. Dokumentujemy wszystkie na zdjęciach by po powrocie do domu zidentyfikować znaleziska.


OMTTK w Bocheńcu



W dniach 10-13 czerwca przyszło mi uczestniczyć w finale Ogólnopolskiego Młodzieżowego Turnieju Turystyczno - Krajoznawczego PTTK. W tym roku odbył się on w Bocheńcu (gm. Małgoszcz, woj. świętokrzyskie) przez co daleko jechać nie musiałam skoro szczęśliwym trafem tym razem moje województwo okazało się być organizatorem:)

Porówanie jakieś mam z zeszłorocznym turniejem w Biłgoraju. Cóż mogę powiedzieć? Organizacja o niebo lepsza. Ale zacznę od początku...

Najpierw dojazd do Kielc a tam czekają na nas w oddziale PTTK, szybkie odmeldowanie, zostawienie bagaży w autokarach i ruszamy pieszo pod opieką przewodników zwiedzać Kielce. Upał taki, że moje drugie śniadanie mi się rozpuściło... jednak i to mnie nie zniechęca do dalszego wcinania jogurtów gdziekolwiek jestem i o jakiejkolwiek porze;) Zwiedzamy kolejno najbardziej charakterystyczne atrakcje turystyczne miasta. Poczynając od Pałacu Biskupów, kolegiatę, pomniki, Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego (przyznam bez bicia, byłam tam po raz pierwszy), kończąc zwiedzanie na rezerwacie geologicznym Kadzielnia. I tu już tradycyjnie: ja + Cola + biała bluzka = totalny kataklizm. Kiedykolwiek jestem ubrana na biało i mam styczność z Colą ( niekoniecznie muszę ją pić w tym czasie) to napój zazwyczaj koloruje moje białe ubranie łagodnie mówiąc. Poczynając od pęknięcia zatyczki kubka podczas jazdy samochodem, wybuch niedokręconej butelki po upadku z ławki nie zostawiając suchej nitki na bielutkiej bluzie aż po wylanie się jej w plecaku jak tym razem toteż było. A co to ma do białych rzeczy tym razem? Otóż przed wyjazdem do Kielc byłam u fotografa robić fotki do wszelkich "papierów" a potem przebrałam się w coś mniej oficjalnego i białą bluzkę wsadziłam do tego plecaka. Reszty nie skomentuje :P stan opłakany bluzki...
Koniec o bluzkach:) Po zwiedzaniu ku naszemu miłemu zaskoczeniu na uroczystościach otwarcia turnieju w sali Wojewódzkiego Domu Kultury wpierw koncert zespołu Wołosatki a potem dla wszystkich uczestników i ich opiekunów wystawny bankiet w sali lustrzanej.

Autokary przetransportowały nas z Kielc do ośrodka wypoczynkowego "Wierna" w Bocheńcu. Ogółem to pozdrowienia dla kosmopolitycznych komarów!

Troszkę o turnieju... co było fajne? Samarytanka - jedna z ciekawszych konkurencji. Symulacja: osoby poszkodowane po imprezie, czyli Maciek leży za stołem i nie wiadomo co mu dolega a dziewczyna ma rany cięte... ojojoj... Ją zagadać by podtrzymać komfort psychiczny to był wyczyn. Skończyło się na propozycji oglądania filmów w weekend razem z Maćkiem(ten co leżał za stołem), padały także teksty: "...kupimy Ci telewizor, teraz są dobre raty i promocje...." Dodając nieskromnie jakby nie było w tej dziedzinie moja drużyna zdobyła najwięcej pkt ale nie polecamy się na przyszłość - lepiej być zdrowym :P
Testy krajoznawcze: Suma sumarą Te 25 pytań z mojego własnego województwa sprawiło mi więcej kłopotu niż 25 pytań z całej Polski. Aż wstyd przyznać ale może dlatego, że pytania z Polski były łatwiejsze dla mnie gdyż: 1) większość dotyczyła miejsc, zabytków które niegdyś miałam okazję zobaczyć lub chcę to zrobić (Droga Stu Zakrętów, obraz Sąd Ostateczny Hansa Memlinga w Gdańsku itd), 2) no cóż... uznałam, że po tylu latach testów ze świętokrzyskiego i tak za dużo nowego się nie nauczę i poczytam więcej o Polsce (Mimo dobrych chęci to całe czytanie średnio wyszło i tak. Co nie zmienia faktu, że i tak dużo czytuje w tej dziedzinie;D ). Tu jeśli jesteście zainteresowani zamieszczono te testy do pobrania:
http://www.mlodziez.pttk.pl/remository/OMTTK-PTTK-2010/Testy-OMTTK-PTTK-2010/

Most linowy: dobra zabawa, tylko czemu taki krótki? Wiem, wiem niektórzy pozdzierali na nim ręce ale w moim przypadku czuję ogromny niedosyt adrenaliny.
Rowerowy tor przeszkód: jak dobrze mieć "rękę fotografa" xD dzięki temu udało mi się jakimś cudem przewieść ze stolika na stoliki ten kubeczek z wodą, uff!
Bieg na orientację: masakra... wykańczający jednym słowem. 90 minut biegu i tak nam nie starczyło :P 12 min spóźnienia = 12 pkt karnych ;( i zebraliśmy punkt stowarzyszony z tego pośpiechu. Atmosfera mimo to na luzie przeważnie. Komary nie odpuszczały nawet gdy się ruszaliśmy - to już desperacja z ich strony.

Jednak może przejdę do bardziej rozrywkowej części turnieju... (czytajcie:
-poznawanie przemiłych i przewspaniałych osób - bardzo, bardzo jest mi przykro, że każdy mieszka w innym województwie i kontakt jest utrudniony,
-pomysły godne zapamiętania na przyszłość: lodówka pod łóżkiem z folii NRC
-rozmowy o wszystkim i niczym porą nocną lub też jak to woli całonocną z wstawkami gitary
-spanie w ubraniu bo nie ma siły się iść przebrać i w ogóle to zgony tak jak się siedzi xd
-i pamiętajcie! Otóż przewodnik też człowiek i wszechwiedzący nie jest. Jak mówi źle to go poprawiajcie lub pytajcie czemu tak a nie inaczej (nasz chyba miał nas dość, jednak czemu ma mi ktoś wciskać kity, że jest obszar ochrony ścisłej Czarna Woda jak takiego nie ma, za to jest Czarny Las :) Wszystko można wyjaśnić. Choć przewodnik o naszą dociekliwość i moje "wyszukane" pytania miał nas serdecznie dość...
-i co tu więcej opisywać - kto był ten wie ;P nie było lepszych "imprez" niż w pokoju nr 4 :D

Teraz została mi masa miłych wspomnień, koszulka turniejowa, identyfikator i dyplom z zaszczytnym miejscem III i lekkim żalem a mogło być przecież I...

sobota, 19 czerwca 2010

Wakacyjny powrót na bloga...

Otóż od kiedy zdałam ostanie egzaminy i wakacje rozpoczęły się już na dobre obiecywałam sobie, że przestanę w końcu zaniedbywać bloga. Jednak biorąc pod uwagę, że nie należę do osób mających nadmiar czasu ani też tych, które przeważnie siedzą w domu to też moje postanowienie ciężko było realizować. Jednak przynajmniej na jakiś czas powróciłam z wszelakich wojaży... (a trochę ich się uzbierało ostatnimi czasy). Już w pierwszym tygodniu wolnego, z braku lepszych perspektyw spakowałam plecak i troszkę pochodziłam po naszym cudnym świętokrzyskim - jednak to opisze w najbliższym czasie dokładniej. Spędziłam cztery dni na OMTTK w Bocheńcu. W międzyczasie wybyłam też na kurs wspinaczki skalnej na Jurze. Oczywiście jestem zachwycona całym kursem i Jurą. Zatem chyba więcej rozpisywać się nie muszę :) Pominę fakty wybitnych zdolności do motania liny, butów tak ciasnych, że nie czułam palców i takie tam ;p Mniej więcej tak to wyglądało:
Ta seledynowa kropka w skale to ja jakby ktoś miał problem gdzie jestem ;D






Wszelkie zaniedbania bloga postanawiam nadrobić. Pomysłów mam co nie miara, notek i "złotych myśli" zapisanych "na brudno" na skrawkach jakiś papierków też. Pozostaje mi teraz sukcesywnie publikować. Zaczynając pisać pisałam głównie dla siebie i jestem teraz bardzo miło zaskoczona, że przybywa coraz to nowych czytelników proszących o nowe notki. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę ;)