piątek, 25 grudnia 2009

Pasterka na Świętym Krzyżu


Tegoroczna szopka


Widok na ołtarz



Pasterka na Świętym Krzyżu to coś więcej niż zwykła msza, niż uroczystość... te trzy godziny w klasztornych murach to uczta dla wszystkich zmysłów...

Kamienista ścieżka pomiędzy sędziwymi bukami i jodłami, oświetlana światłem pochodni prowadząca ku klasztorowi jest sama w sobie jednym z elementów pasterki, który dostarcza iście niezapomnianych chwil. Wyostrzają się zmysły, każde tąpnięcie, trzask gałązki działa na podświadomość. Jesteśmy w sercu Puszczy Jodłowej... kto wie co czai się w mrocznych gęstwinach... Przy dogodnych warunkach pogodowych gdy światło księżyca odbija się od śniegu jest na tyle jasno by iść bez własnego, dodatkowego oświetlenia. Jednak w tym roku w związku z brakiem wystarczającej ilości czasu niestety przyszło mi wjechać na górę samochodem.

Jest koło 23.00 i jestem zdziwiona. Czemu? Otóż są jeszcze wolne miejsca w ławkach, nie wspominając o korytarzu. Zajmuje więc miejsce w ławce pod ściana, zawsze to lepszy widok na ołtarz. Jednak wcześniej zajrzałam na chór. Kilka zdjęć,widzę nuty już rozłożone, organy przygotowane do koncertu.
Wybija na zegarze 23.15 i zaczyna się jak co roku "Opowieść Wigilijna". Nowicjusze z klasztoru wystawiają przedstawienie bożonarodzeniowe. Za każdym razem poruszają inny problem: bezdomność, sens wiary, samotność itp. Zwracają uwagę na proste, życiowe sytuacje i nakłaniają poprzez ich odegranie do głębszego zastanowienia nad nimi.

23.45 wnętrze kościoła wypełniają wysokie i na przemiennie niskie tony organów. Rozbrzmiewają dźwięczne melodie, pastorałki. Akustyka kościoła sprzyja koncertowi. Światła są nadal przygaszone. Mienią się jedynie niebieskie i białe światełka na choinkach przy ołtarzu. Każdy delektuje się z atmosferą, wsłuchuje w brzmienie muzyki, spoglądając na szopkę.
"Już po raz kolejny Kieleckie Centrum Kultury przygotowało szopkę do świętokrzyskiego sanktuarium. Tegoroczna szopka bożonarodzeniowa na Świętym Krzyżu jest zupełnie inna w swej wielkości i ogólnym wystroju. W tym roku świętokrzyska szopka połączona jest z ołtarzem na którym każdego dnia sprawowana jest Eucharystia. Dlatego może dziwić wielkością i rozmiarami! To połączenie zamyka w sobie dwa przyjścia Chrystusa: pierwsze w ciele, rozważane w liturgii Bożego Narodzenia i drugie celebrowane codziennie w Najświętszej Eucharystii. Ma kształt dwóch grot – większa, w której znajduję się Jezus, Maryja i św. Józef i mniejsza grota dla tradycyjnych zwierząt. Obie groty są pokryte zielonymi gałązkami świętokrzyskiej jodły. Całość jest podświetlona, co podkreśla piękno i prostotę budowli. Nie ma w tym roku w świętokrzyskiej szopce elementów ruchomych i żywych zwierząt. Można powiedzieć, że tegoroczna szopka wpisuje się w nurt tradycyjnych szopek bez dodatkowych elementów i postaci, bez odniesień do współczesności czy tradycji regionu świętokrzyskiego, jak to bywało w latach poprzednich.
Przy żłóbku pali się ogień Betlejemskiego Światła Pokoju - „światełko betlejemskie”, które sandomierscy harcerze przywieźli z Wiednia. Przesłanie tegorocznego, 19. Betlejemskiego Światła Pokoju brzmi: „Wszyscy rodzimy się do służby". "

W tym roku dekoracja nie wzbudza we mnie aż tak dużego zainteresowania, skoro w ubiegłych latach szopki sięgały nawet kilkunastu metrów wysokości. Jednakże mimo to miło, że wykształciła się tradycja jej corocznego budowania. Tym razem skromniejsza szopka, więc dla równowagi dodano nowy element wystroju, nie mniej spektakularny.
Mianowicie są to jodłowe girlandy wykonane przez nowicjuszy o długości 90. metrów. Podejrzewam, że samo ich umocowanie było nie lada dokonaniem.

Północ. Wiatry "wędrują" po bryle budowli roznosząc zapach kadzidła. Tak intensywny, aż osłabia umysł, mami wzrok. Walczę ze snem... Stojąc muszę, aż opierać się na ławce. Wybudza dźwięczne "Chwała na wysokości..." To chór nowicjuszy zapewnia oprawę muzyczną. Teraz śpiewają w kanonie łacińskie sentencje.

Msza dobiega końca. Teraz wszyscy próbują się przecisnąć w drzwiach. Tradycyjnie panuje niesamowity ścisk. Aż mam ochotę poczekać, jednak nic z tego nie ma gdzie więc przynajmniej wymachuję sobie nad głową torba fotograficzną by uchronić ją przed uszkodzeniem. Oddech.. udało się wyjść. Iluminacja świetlna na zewnątrz włączona, oświetla barokową fasadę. Dodatkowo zrywa się silny wiatr dosłownie o mocy halnego. Przetacza bałwany chmur nad dach kościoła i klasztoru. Światła oświetlają chmury, co daje złudzenie zapanowania zorzy polarnej. Usiłuję uwiecznić to zjawisko na zdjęciach, jednak wiatr jest tak silny, że nie jestem w stanie utrzymać aparatu w bezruchu, ba... sama ledwo utrzymuję równowagę. Pozostaje mi zabrać statyw zostawiony w samochodzie. Chcąc dojść do bramy wschodniej po oblodzonych kamieniach, statyw służy mi za specyficzną podpórkę, co nie zmienia faktu, że ślizgam się z każdym krokiem.

Mija mnie kilka osób schodzących w stronę Nowej Słupi i po chwili jestem już tylko ja, statyw z aparatem i wiatr, wiatr, wiatr... Huczy niemiłosiernie a mrok za moimi plecami i przeszywające zimno nie dodaje otuchy. Słychać gwizdy, świsty - niczym jęki więźniów z byłego klasztornego więzienia, dusz wywołanych w Wigilijną noc... Atmosfera warta wytrzymania niesprzyjających warunków. Masy powietrza ciskają w klasztor i we mnie przy okazji... Statyw nie dość, że "jeździ" po błocie, lodzie i kamieniach to ledwo opiera się podmuchom. Kadr za kadrem, każdy inny bowiem chmury oświetlone iluminacją dają piękny pokaz. Aż tu nagle wszystkie światła gasną. Spektakl zakończony. Jak dobrze, że mam przy sobie czołówkę - cieszę się w duchu. Zaoszczędzę potknięć zmierzając do samochodu. W klasztorze "świeci się" już tylko jedno okienko w części muzealnej. Zostało już tylko dwa samochody na parkingu, w tym mój. Ogrzewam skostniałe dłonie herbatą z termosu. Wieża telewizyjna (157 metrów) opodal klasztoru jest oświetlona czerwonymi światełkami na trzech poziomach. Chmury przesuwają się z taką prędkością, że jednorazowo widać tylko jeden poziom światełek i tak na przemian w odstępach kilkunastu sekund.

Czas ruszać do domu. Mgła ogranicza widoczność do 1,5 metra przed maska samochodu. Ledwo mijamy zabudowania centrum nadawczego a na środku drogi nagle pojawia się biała postać. Mgła nadal gęsta. Wszyscy obecni w samochodzie jesteśmy przekonani, że to pielgrzymi wracający jak my po mszy tyle, że schodząc pieszo i zaraz zejdą na pobocze umożliwiając nam przejazd. Ale nie! Postać stoi i się nie rusza. Jestem bliska krzyczenia do kierowcy by zatrzymał samochód. Wszystko dzieje tak szybko..., ułamki sekund. W ostatnim momencie orientujemy się, że jesteśmy na zakręcie a "postać" okazuje się być znakami drogowymi umieszczonymi jeden nad drugim. Mgła i zmęczenie uniemożliwiły nam ocenę sytuacji. Na szczęście udało nam się ominąć przeszkodę bez szkód. Dla uspokojenia emocji znów sięgam po termos z herbatą. Do domu jeszcze kawałek drogi...




1 komentarz:

  1. Twoja Relacja z Pasterki na Łyścu zachęca mnie do udziału w przyszłym roku w tej uroczystości. Opis tych chmur, wiatru, świstów, które przypominały jęki - bardzo realistyczny. Pewnie będąc tam miałbym podobne skojarzenia. Co do znaku w drodze powrotnej na jakiej wysokości to było???
    Pozdrawiam Gorąco.

    OdpowiedzUsuń