niedziela, 20 grudnia 2009

Dotykając głową chmur...








Góry zimową porą... I czy są to Tatry czy też każde inne, odziane śniegiem i skute lodem budzą większy respekt niż w każdej innej porze roku. W zimie nie są dostępne dla każdego. Uczą pokory i szacunku bardziej niż zazwyczaj. Trasa prosta w okresie letnim, może stać się śmiertelną pułapką, miejscem walki o życie... Takie warunki wymagają wiedzy ale i ta nie wiele pomoże bez zdobytego doświadczenia. Zostałam wychowana w przekonaniu: "Kto w górach nie ma ten cierpi." Tak w pełni się z tym zgadzam. Rozchodzi się tu o brak odpowiedniego sprzętu, woli walki i pokonywania własnych słabości, bólu zimna... ale także braku wiedzy i umiejętności logicznego myślenia. Jednak wszelkie utrudnienia i niebezpieczeństwa zimą w górach nie oznaczają, że należy ich wtedy nie zdobywać. Wynagrodzeniem staję się satysfakcja i widoki, których nie sposób opisać słowami...

''Zamrożone w swoim biegu,
Stoją nagie Tatry w śniegu,
By graniczny słup zuchwale!
Biodra Tatrów las osłania,
Ponad nimi stoi chmura,
A po halach wiatr przegania
Uronione orle pióra. ''
Wincenty Pol

Tak też w ubiegły weekend zawitałam ponownie w Tatrach. Choć do kalendarzowej zimy zostało jeszcze kilkanaście dni to w górach zima zawitała już chyba na dobre. Jakże miła odmiana wyrwać się z szarego miasta w ośnieżone Zakopane;)
Wstaje wcześnie rano, jeszcze przed zjedzeniem sytego śniadanka sprawdzam warunki pogodowe, komunikaty TOPRu i telefonicznie dowiaduję się, że kolej na Kasprowy dzisiaj jest czynna. Szkoda tracić krótkiego dnia, więc łapię się na pierwszy wjazd o 9.00 na Kasprowy Wierch. Jestem miło zdziwiona: nie było kolejki w kasie z biletami:) Czyżby wiele osób odstraszyło niebo zaniesione białymi chmurami i 16cm nowego śniegu? Kupuje bilet w jedną stronę, jeśli warunki turystyczne okażą się nidogodne zawsze mogę przecież dokupić na górze powrotny, choć liczę, że nie będę musiała tego robić i zrealizuje zaplanowaną trasę zejścia pieszo do Kuźnic.
Wsiadam do wagonika kolejki, szyby oszroniałe. Nie wierze własnym uszom:) W radiu leci piosenka "Last Christmas", a warunki i sytuacja indetyczna jak w teledysku. Co za miły zbieg okoliczności... Potem jedziemy przez dwie kolejne piosenki, na końcowym odcinku wjazdu w wagonie wszybucha wśród obecnych jednogłośne, spontaniczne: "łaaaaał..." Tak, tak... to reakcja na wyłonienie się z warstwy chumr i widok oświetlonych promieniami wschodzącego słońca grani Kasprowego Wierchu na tle intensywnego błękitu nieba.
Wychodzę ze stacji kolejki i wręcz zabiera mi mowę. Właśnie spełniło się jedno z moich turystycznych marzeń. Zobaczyłam zjawisko na które polowałam już od bardzo dawna. Mianowcie stoję podnad warstwą chmur, panuje inwersja. Lepszej pogody wymarzyć nie mogłam, słońce świeci, inwersja i pokryte śniegiem szczyty na tle nieskazitelnie błękitnego nieba.
Nie mogę nacieszyć oczu...
Następnie po zrobieniu kilku zdjęć na Beskidzie (2012m n.p.m.), dzielimy się w grupie i jedni zjeżdżają spowrotem kolejką w dół a reszta (w tym ja) wybieramy zejście pieszo. Mijamy Liliowe i dochodzimy do Skrajnej Przełęczy. Po drodze obserwujemy "wodospad" wytworzony z chmur przelewających się przez szczyty do doliny. Zmieniam obiektyw na ten z dłuższą ogniskową i próbuje uchwycić dosłownie sam wierzchołek oddalonego Giewontu. Jednak nadszedł moment zastanowienia się gdzie idziemy dalej. Planowaliśmy zejść na Czerwone Stawki czarnym szlakiem ze Świnickiej Przełęczy a następnie przez Karb nad Czarny Staw Gąsiennicowy. Jednak dochodzimy do wniosku, że nie czujemy się tego dnia na tyle przygotowani i wybieramy łatwiejszy wariant. Wracamy na Liliowe i schodzimy zielonym szlakiem.
Musimy trochę uważać bo jest sporo przewianego śniegu więc i łatwo się obsuwa i zapada pod nogami. Drogę przecinają nam dwie osoby na deskach. Jedyne osoby poza nami w Kotle:) Jeden z nich właśnie zaliczył kilka obrotów i upadek parę metrów niżej, widać iż zwątpili w dalszy sens jazdy i wracają się pieszo na Kasprowy. Idąc dalej wchodzimy w warstwę chmur, mgła ogranicza widoczność do kilku metrów. Jedak nie trwa to długo. Kilka metrów niżej mgłę zostawiamy nad naszymi głowami jesteśmy zamknięci w jakby w klarownej "próżni". Poniżej widocznego w dole Murowańca też morze mgieł:) Widoki są iście jak z innej planety. Nad stawkami panuje wielki granat wyżej przez białą mgłę prześwitują zarysy szczytów i biała jasna plamka - słońce. Trasę pokonujemy szybciej niż zakładaliśmy więc spontanicznie idziemy jeszcze nad Czarny Staw Gąsiennicowy. Po drodze mały incydent. Wpadłam mi jedna noga w szczelinę na skutek zapadnięcia się śniegu. Druga noga została na szlaku... Wyglądało groźnie ale nic się stało noga nie ucierpiała ani trochę. Z tej sytuacji wniosek: nawet dobrze wydreptane, płaskie ścieżki mogą być zdradliwe.
Nad stawem zachwycam się teatrem barw w kotle doliny. Od nasyconego złowrogiego granatu, szarość po złote granie. W otulonej wspomnianym granatem ścianie gdzieś w okolicach przełęczy Karb dostrzegam dwa małe punkciki. Taternicy wspinają się po zlodzonej ścianie... Ach... jak ja im zazdroszczę takiej wspinaczki... Ja muszę się zadowolić tylko widokiem i ciepłą herbatą z termosa przy pogawędce z grupą wybierającą się na Zawrat. Właśnie rozpoczęli dyskusję na temat stanu zamarznięcia stawu. Zjadam kanapkę i schodzimy do schroniska.
W Murowańcu cieplutko - jak miło;) Zamawiam żurek, w końcu już pora obiadowa. Korzystając, że dość długo na niego czekam wyjmuje swój oblodziały aparat i próbuje go jakoś "wyreanimować". Nie jestem sama, jakaś dziewczyna siedząca stolik obok widzę boryka się z tym samym problemem. Chyba tym razem mi się udało, aparatowi nic nie będzie. A teraz deser... oczywiście czekolada.
Nie chce się opuszczać ciepłej sali schroniska ale komu w drogę temu czas. Widoki na Mały Kościelec i okolice ustepują zaraz białej mgle. I tak już poprzez takie "białe mleko" schodzimy do Kuźnic przez Skupniów Upłaz...
Wycieczka choć nie w pełni taka jak planowana, mogę stwierdzić, że jak najbardziej udana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz